Ręczne sterowanie prokuraturą. Takie sformułowanie nie raz można usłyszeć w przestrzeni publicznej, zazwyczaj w pejoratywnym kontekście. Chodzi oczywiście o ograniczenie niezależności prokuratora prowadzącego daną sprawę.
Jak może do tego dojść? Przykładowo poprzez wydawanie mu poleceń przez prokuratora przełożonego, czyli w drodze tzw. „poleceń idących z góry”. Przypomnieć w tym kontekście trzeba, że szefem wszystkich szefów w prokuraturze jest nie kto inny jak polityk z krwi i kości – każdorazowy Minister Sprawiedliwości.
Taki sposób funkcjonowania prokuratury wielokrotnie spotykał się z głosami krytyki, ale nigdy nie doszło do realnego, skutecznego uniezależnienia instytucji prokuratury od resortu sprawiedliwości. Nie chodzi tylko o to, żeby stanowiska Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości były formalnie rozdzielone. Należałoby im zapewnić instytucjonalną niezależność.
To, o czym wspominam powyżej stanowi element bardzo szerokiej dyskusji od lat toczącej się w przestrzeni publicznej. Problem polega na tym, że właściwie żaden kolejny polski rząd nie zmierza do zmiany tego stanu rzeczy.
Dzisiejszy wpis stanowić będzie przedstawienie tego problemu na gruncie konkretnej sprawy mojego Klienta.
Sprawa z pozoru wyglądała jak każda kolejna sprawa z zakresu white collar crime, w której osoba (menedżer) zarządzająca określonym majątkiem miała nadużyć swoich uprawnień i doprowadzić do wyrządzenia szkody majątkowej, w tym przypadku w wymiarze blisko 6 mln zł. Sam sprawca miał być beneficjentem całego procederu, gdyż przypisano mu działanie „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”.
Sprawa bardzo szybko nabrała rozgłosu medialnego, gdyż po pierwsze, działanie syndyka dotyczyło jednej z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych, a zatem potencjalnie działanie funkcjonariusza publicznego dotyczyło interesów przynajmniej kilku tysięcy osób. Po drugie, w sprawie osobiście interweniował Minister Sprawiedliwości – Prokurator Generalny, który zapowiedział, że „zrobi ze sprawą porządek.”
W konsekwencji syndykowi zarzucono, że nie dopełnił szeregu obowiązków: miał zataić część aktywów (nieruchomości), aby nie zostały ujęte w sporządzanych operatach szacunkowych. W tym zakresie syndyk w swoim przestępczym procederze miał współdziałać z biegłym, który też usłyszał zarzuty popełnienia czynu zabronionego. W konsekwencji,w oczach prokuratora doszło do sprzedaży aktywów upadłej spółdzielni po istotnie zaniżonej cenie sięgającej . Co więcej, syndyk miał też wejść w porozumienie z podmiotem, który dążył do nabycia aktywów spółdzielni po zaniżonej cenie, a który dodatkowo nie spełniał podstawowych warunków do uczestniczenia w ogłoszonym przetargu. W efekcie także zarząd tej spółki doczekał się przedstawienia zarzutów.
Można by powiedzieć, że tak poważne i spójne zarzuty są efektem nadania sprawie odpowiedniej wagi wskutek interwencji Prokuratora Generalnego. Trzeba przyznać, że sprawa faktycznie była prowadzona z najwyższą starannością: w trakcie kilku lat prowadzonego śledztwa przesłuchano przeszło 40 świadków, zgromadzono kilka tysięcy dokumentów, a całość została przypieczętowana niekorzystnymi dla oskarżonych opiniami biegłego sądowego.
, https://serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia/artykuly/9510511,czy-latwo-wykreowac-przestepce-gospodarczego.html, w którym stawiałem hipotezę, że przestępcę gospodarczego łatwo wykreować. Pracując nad tą sprawą, miałem nieodparte wrażenie, że tak właśnie było.
Stoję na stanowisku, że hipotezę śledczą mówiącą o „niegospodarności” menedżera albo funkcjonariusza państwowego (także syndyka) bardzo łatwo jest postawić. Nieco szerzej pisałem o tym we wzmiankowanym artykule, ale warto przypomnieć, że w wielu przypadkach wystarczające jest powołanie przez prokuratora biegłego, który dokona negatywnej oceny np. sposobu wydatkowania pieniędzy, wykonania umowy lub, jak w niniejszej sprawie, wskaże na określoną wartość nieruchomości odbiegającą od tej przyjętej przez sprawcę. Na etapie postępowania przygotowawczego biegłego najczęściej przesłuchuje tylko prokurator, bez udziału podejrzanego czy jego obrońcy, którzy nie mają żadnego wpływu na jej kształt.
Znakomita większość głośnych medialnie śledztw odbywa się właśnie w ten sposób i nie inaczej było w przypadku omawianego postępowania.
Czy takie „ręczne sterowanie” w sprawie mojego Klienta opłaciło się?
Można zżymać się na rzeczywistość, ale niekiedy bywa i tak, że pomimo wykorzystania przez prokuratorów przełożonych, w tym również Prokuratora Generalnego, poleceń służbowych do osiągania celów politycznych to jednak prowadzi to do zamierzonych efektów, czyli oskarżenia i finalnie skazania sprawcy za przestępstwo. Trzeba jednak zgromadzić rzetelny materiał dowodowy i umożliwić jego weryfikację.
Zadaniem, jakie postawiono przed naszym zespołem obrońców, było skonfrontowanie zebranego w zaciszu prokuratorskich gabinetów materiału dowodowego z rzeczywistością, a stawką sprawy była kara nawet kilkunastu lat więzienia wraz z obowiązkiem naprawienia wielomilionowej szkody.
W toku wielu rozpraw sądowych okazało się, że choć znaczna część świadków czuła się pokrzywdzona działaniami syndyka, to jednak w istocie rzeczy ich depozycje nie miały znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Niemniej, zeznania sporej liczby z nich budowały odpowiednią dramaturgię i nadawały sprawie odpowiedni ton.
Ostatecznie Sąd Okręgowy Warszawa – Praga w Warszawie uniewinnił oskarżonych od wszystkich stawianych im zarzutów. Oceniając zeznania świadków, co prawda jako wiarygodne, ale mówiąc wprost, zupełnie zbędne w sprawie:
Nieco brutalniej sąd potraktował sporządzoną, jeszcze w postępowaniu przygotowawczym, opinię biegłego. Nie popadając w przesadę, można powiedzieć, że z każdą kolejną rozprawą i kolejnymi przesłuchaniami biegłej poddawanej pytaniom ze strony obrońców, domniemana szkoda majątkowa topniała o kilka milionów złotych.
Niezależnie od tego, opiniowanie przez biegłą i niejako ustalanie w ten sposób, jak „powinno” w ocenie oskarżyciela publicznego wyglądać prowadzenie postępowania upadłościowego, nie spotkało się z aprobata sądu, który podkreślił nie tylko nieprzydatność opinii dla rozstrzygnięcia sprawy, ale i jej kompletną wadliwość:
Nie ma co ukrywać, że omawiana tu sprawa na pierwszy rzut oka wyglądała na dobrze przygotowaną przez oskarżyciela publicznego i wymagała niemałego wysiłku od zespołu obrońców, aby znalazła swoje szczęśliwe zakończenie.
Przykład tego postępowania pokazuje także, że faktycznie można „wykreować” całe postępowanie karne gospodarcze, postawić zarzuty i doprowadzić do wieloletniego procesu sądowego, aby ostatecznie przekonać się, że wszystko to, jak wskazał sąd orzekający, było niepotrzebne, gdyż okazało się kompletnie nieistotne z punktu widzenia hipotez aktu oskarżenia.
Autor:
adw. Bartłomiej Pietrszka |